Świętokrzyskie
Start przed 5 rano z wioski jest ciekawszy niż z miasta. Na niebie mnóstwo gwiazd, piejo kury, piejo i koguty. Na polach mnóstwo saren, gdzieś przy drodze myszołów rozszarpuje zdobycz, no klimat - wypas.
Tylko temperatura niezbyt wiosenna bo -2. Przynajmniej jeszcze nie wieje tak mocno.
Jadę z zamontowaną lemondką pierwszy raz od jesieni, jestem mile zaskoczony, że łatwo znalazłęm wygodną pozycję a i opona na brzuchu nie przeszkadza w tym za bardzo.
Do Sandomierza i dalej droga mija w miarę sprawnie trochę śladami Maratonu Podróżnika z 2016.
Robi się mniej przyjemnie gdy obieram bardziej zachodni kierunek i wiatr daje ostro z boku. Przynajmniej jest słonecznie i mam widok na Góry Świętokrzyskie.
Stary spichlerz pod Nową Słupią
Na obwodnicy Nowej Słupi mam szansę posmakować tego wiatru prosto w twarz wraz z lekkim podjazdem. Żaden to rarytas. Na podjeździe pod Św Krzyż (Łysą Górę) wiatr na szczęście trochę pomaga, ale i tak nie ma szału z tempem. Za to na górze jest już całkiem przej... przewalone. Nie bardzo jest gdzie się schować przed chłodem nie mówiąc o tym żeby coś się dało kupić ciepłego do jedzenia, bo nie dało się. Dobrze, że miałem w termosiku herbatkę, bo żołądek chciał się buntować przeciwko kolejnej porcji ciastek i bananów. Zmieniłem mokrą kurtkę na bluzę i wiatrówkę i ewakuowałem się.
Na Św Krzyżu wszystko pozamykane
Zamarzając na zjeździe zacząłem powątpiewać w powodzenie tej wycieczki. Jeszcze kupa kilometrów przede mną i kupa jazdy pod wiater i kupa może z tego wyjść. No ale jadę grzecznie dalej, zatrzymuję się gdy trzeba się posilić ciastkiem z herbatką, bez ultra-spiny z postojami, bez martwienia się o deadline w domu (bo ten jest wyznaczony z zapasem).
Odżywam w lasach Cisowsko-Orłowińskiego Parku Krajobrazowego (gdzie też przejeżdżał MP2016), w końcu robi się ciepło. W lasach tych spodziewałem się szutrowych odcinków. Zastałem nowiutki asfalt. Grube opony przydadzą się dopiero później.
W Szydłowie fajnie całkiem jest
Docieram do Szydłowa. Nigdy wcześniej tu nie byłem. Mury rzeczywiście robią wrażenie. W piekarni da się kupić kawę, herbatę i zapiekankę. Biorę wszystko. Morale rośnie. Wiatr znowu będzie mi sprzyjał.
Zahaczam też o Kurozwęki. Szybka fota pałacu. Planuję tu przyjechać z rodzinką kiedyś.
Następny przystanek to Zamek Krzyżtopór. Tym sposobem mam odfajkowane kilka atrakcji woj świętokrzyskiego, mam z nim spokój na 2, 3 lata :) Przynajmniej z południowo - wschodnią częścią tegoż.
Zamek Krzyżtopór
Czas brutto: 13h
Notatka żywieniowa i ubraniowa: nie chce mi się tego opisywać, wyszło by więcej niż cała relacja.
Więcej zdjęć z opisami
Tylko temperatura niezbyt wiosenna bo -2. Przynajmniej jeszcze nie wieje tak mocno.
Jadę z zamontowaną lemondką pierwszy raz od jesieni, jestem mile zaskoczony, że łatwo znalazłęm wygodną pozycję a i opona na brzuchu nie przeszkadza w tym za bardzo.
Do Sandomierza i dalej droga mija w miarę sprawnie trochę śladami Maratonu Podróżnika z 2016.
Robi się mniej przyjemnie gdy obieram bardziej zachodni kierunek i wiatr daje ostro z boku. Przynajmniej jest słonecznie i mam widok na Góry Świętokrzyskie.
Stary spichlerz pod Nową Słupią
Na obwodnicy Nowej Słupi mam szansę posmakować tego wiatru prosto w twarz wraz z lekkim podjazdem. Żaden to rarytas. Na podjeździe pod Św Krzyż (Łysą Górę) wiatr na szczęście trochę pomaga, ale i tak nie ma szału z tempem. Za to na górze jest już całkiem przej... przewalone. Nie bardzo jest gdzie się schować przed chłodem nie mówiąc o tym żeby coś się dało kupić ciepłego do jedzenia, bo nie dało się. Dobrze, że miałem w termosiku herbatkę, bo żołądek chciał się buntować przeciwko kolejnej porcji ciastek i bananów. Zmieniłem mokrą kurtkę na bluzę i wiatrówkę i ewakuowałem się.
Na Św Krzyżu wszystko pozamykane
Zamarzając na zjeździe zacząłem powątpiewać w powodzenie tej wycieczki. Jeszcze kupa kilometrów przede mną i kupa jazdy pod wiater i kupa może z tego wyjść. No ale jadę grzecznie dalej, zatrzymuję się gdy trzeba się posilić ciastkiem z herbatką, bez ultra-spiny z postojami, bez martwienia się o deadline w domu (bo ten jest wyznaczony z zapasem).
Odżywam w lasach Cisowsko-Orłowińskiego Parku Krajobrazowego (gdzie też przejeżdżał MP2016), w końcu robi się ciepło. W lasach tych spodziewałem się szutrowych odcinków. Zastałem nowiutki asfalt. Grube opony przydadzą się dopiero później.
W Szydłowie fajnie całkiem jest
Docieram do Szydłowa. Nigdy wcześniej tu nie byłem. Mury rzeczywiście robią wrażenie. W piekarni da się kupić kawę, herbatę i zapiekankę. Biorę wszystko. Morale rośnie. Wiatr znowu będzie mi sprzyjał.
Zahaczam też o Kurozwęki. Szybka fota pałacu. Planuję tu przyjechać z rodzinką kiedyś.
Następny przystanek to Zamek Krzyżtopór. Tym sposobem mam odfajkowane kilka atrakcji woj świętokrzyskiego, mam z nim spokój na 2, 3 lata :) Przynajmniej z południowo - wschodnią częścią tegoż.
Zamek Krzyżtopór
Czas brutto: 13h
Notatka żywieniowa i ubraniowa: nie chce mi się tego opisywać, wyszło by więcej niż cała relacja.
Więcej zdjęć z opisami
- DST 258.40km
- Czas 11:25
- VAVG 22.63km/h
- VMAX 58.00km/h
- Temperatura 7.0°C
- HRmax 172 ( 91%)
- HRavg 131 ( 69%)
- Kalorie 2800kcal
- Podjazdy 2000m
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Bardzo fajny trip. Gratulacje. A model lemondki pamiętasz? ;-)
krzysieksobiecki - 08:04 wtorek, 7 marca 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!