Sobota, 26 listopada 2016
Kategoria nietyrka, > 100, wycieczki dalsze
Dosłońce, domgła, dobłoto...
Przy Kopcu Kościuszki
Zdjęcia
Także, tego. Trochę późno sobie wyjechałem, po dwóch godzinach zaczął zapadać zmrok.
Będąc trzeci raz w Janowiczkach pod Racławicami postanowiłem w końcu wdrapać się na wzgórze z Kopcem Kościuszki, znajdujące się obok pomnika Bartosza Głowackiego. Warto było. Wydaje mi się, że w 2011 wzgórze było bardziej zarośnięte i mniej dostępne (przynajmniej jak patrzyłem wtedy z dołu). Szkoda tylko, że przez mgły ledwie co widać.
Następnie jadę malowniczym odcinkiem obok Dziemięrzyc. Gdzieś tu miały być mogiły Kosynierów. Mgła taka, żę nie chce mi się ich szukać. Pocieszam się, że widziałem je 5 lat temu. Na dodatek zrobiło się już całkiem ciemno.
Potem mam "skrót" przez pola o długości 800m. Skracał drogę może o pół, może o cały kilometr. "Przejechanie" go zajeło mi 14 minut... No bo było trochę błota, no bo trochę błota się przyczepiło do kół, no bo trzeba było rower nieść, nie dało się pchać, koła się nie kręciwszy. Gdy już się wykaraskałem z tego bajzlu, kolejne 5 min wygrzebywałem błoto spod hamulców.
Potem odcinek do Dosłońca, też w miarę malowniczy. Byłby, gdyby było coś widać oprócz przedniego koła. Za to efekty dźwiękowe mam zapewnione. Gdzieś blisko jest schronisko dla psów. Harmider taki słychać jakby bramy psich piekeł się tam otworzyły.
Po podjeździe do Dosłońca okulary mam tak zaparowane, albo jest taka mgła, że nawet nie widzę wieży widokowej 5 metrów ode mnie (a miałem z niej wielce widoki podziwiać). Zakrętów wypatrywać muszę na nawigacji. Na dodatek, z każdej mijanej posesji wydobywa się takie ujadanie jakby miejscowe psy wścieku dupy dostały, albo może są tak znerwicowane z pobliskim schroniskiem.
Już wiem, że ostatnią atrakcję czyli Kamień Praojców odpuszczę sobie. Ni ma synsu w kolejne pole po ciemku się pchać. No ale co by kilometry się zgadzały postanawiam jechać na Skalbmierz, Proszowice drogami wojewódzkimi. Teren pofałdowany, więc można się zagrzać na podjazdach. Przed zimnem ratuje mnie też kubek termiczny z herbatą wieziony w plecaku. Nadal była ciepła po 5 godzinach. Wydaje mi się, że jadę sprawnie z Proszo do Krakowa, ale porównując do letniej jazdy, to jest to niezłe zamulanie. Hopka w Batowicach dwa razy wolniej niż personal record..
Po takich stuparu kilometrach w listopadzie, czuję się jak po 250 w lecie. No ale zima jest, trzeba lubić co się ma :)
Będąc trzeci raz w Janowiczkach pod Racławicami postanowiłem w końcu wdrapać się na wzgórze z Kopcem Kościuszki, znajdujące się obok pomnika Bartosza Głowackiego. Warto było. Wydaje mi się, że w 2011 wzgórze było bardziej zarośnięte i mniej dostępne (przynajmniej jak patrzyłem wtedy z dołu). Szkoda tylko, że przez mgły ledwie co widać.
Następnie jadę malowniczym odcinkiem obok Dziemięrzyc. Gdzieś tu miały być mogiły Kosynierów. Mgła taka, żę nie chce mi się ich szukać. Pocieszam się, że widziałem je 5 lat temu. Na dodatek zrobiło się już całkiem ciemno.
Potem mam "skrót" przez pola o długości 800m. Skracał drogę może o pół, może o cały kilometr. "Przejechanie" go zajeło mi 14 minut... No bo było trochę błota, no bo trochę błota się przyczepiło do kół, no bo trzeba było rower nieść, nie dało się pchać, koła się nie kręciwszy. Gdy już się wykaraskałem z tego bajzlu, kolejne 5 min wygrzebywałem błoto spod hamulców.
Potem odcinek do Dosłońca, też w miarę malowniczy. Byłby, gdyby było coś widać oprócz przedniego koła. Za to efekty dźwiękowe mam zapewnione. Gdzieś blisko jest schronisko dla psów. Harmider taki słychać jakby bramy psich piekeł się tam otworzyły.
Po podjeździe do Dosłońca okulary mam tak zaparowane, albo jest taka mgła, że nawet nie widzę wieży widokowej 5 metrów ode mnie (a miałem z niej wielce widoki podziwiać). Zakrętów wypatrywać muszę na nawigacji. Na dodatek, z każdej mijanej posesji wydobywa się takie ujadanie jakby miejscowe psy wścieku dupy dostały, albo może są tak znerwicowane z pobliskim schroniskiem.
Już wiem, że ostatnią atrakcję czyli Kamień Praojców odpuszczę sobie. Ni ma synsu w kolejne pole po ciemku się pchać. No ale co by kilometry się zgadzały postanawiam jechać na Skalbmierz, Proszowice drogami wojewódzkimi. Teren pofałdowany, więc można się zagrzać na podjazdach. Przed zimnem ratuje mnie też kubek termiczny z herbatą wieziony w plecaku. Nadal była ciepła po 5 godzinach. Wydaje mi się, że jadę sprawnie z Proszo do Krakowa, ale porównując do letniej jazdy, to jest to niezłe zamulanie. Hopka w Batowicach dwa razy wolniej niż personal record..
Po takich stuparu kilometrach w listopadzie, czuję się jak po 250 w lecie. No ale zima jest, trzeba lubić co się ma :)
- DST 116.10km
- Teren 0.50km
- Czas 05:11
- VAVG 22.40km/h
- VMAX 56.20km/h
- Temperatura 1.0°C
- HRmax 180 ( 94%)
- HRavg 146 ( 76%)
- Kalorie 1500kcal
- Podjazdy 1377m
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!