Beskid Wyspowy (Limanowa)
3:40 ruszam na zbiórkę. 10 minut przed czasem jestem w Markowych okolicach, ale okazuje się, że on też spać nie może i pojawia się po 2 minutach. Następnie pod areną czekamy na Lunatyka dłuuugie 10 minut albo i więcej. W końcu nadjeżdża, robi fotę (gdzie zdjęcia?) i jedziemy.
Pomimo, że spałem tylko 3 godziny jedzie się dobrze, nie jest jakoś strasznie zimno, miasto puste, koledzy prowadzą, nie muszę się martwić trasą, nie jestem kierownikiem.
Przed Wieliczką dołącza Kawerna, jedziemy już w komplecie. Przejeżdżamy przez Wieliczkę, ulice nadal puste (kto normalny o tej porze nie śpi?), ptaszki śpiewają, humory dopisują. Trasa pokrywa się trochę z trzysetką Maratonu Podróżnika 2015. Marek wspomina, kto na której górce pchał poziomkę, kto spod którego sklepu uciekł peletonowi i tym podobne.
Na pagórkach grupka nam się rwie trochę, zarówno na podjazdach jak i zjazdach. Okolica dla mnie rowerowo nowa, więc jedzie mi się fajnie, szczególnie gdy porównać do poprzedniej wycieczki do Sandomierza (płasko i trasa oklepana).
Kolejna różnica z Sandomierzem to to, że poprzedniego dnia Lunatyk sponiewierał się na MTB więc nas dzisiaj nie mordował.
Pogoda piękna, widać wyspy Beskidu Wyspowego. Po podjeździe do Starych Rybich fajny wąski zjazd z -13% nachylenia.
Następnie podjazd obok Kostrzy i stajemy na kawę w Limanowej (chyba w Limanowej, generalnie to ja mało kiedy wiedziałem gdzie się znajdujemy) na Orlenie, wcinam też hot doga. Przed nami najwyższy punkt dnia, czyli Przełęcz Rydza-Śmigłego. Wcześniej jeszcze mała zmiana garderoby bo się ciepło robi. Na przełęczy fajnych widoków ciąg dalszy. Tam też Kawerna postanawia się odłączyć, stwierdzając, że jemu aż tak się nie spieszy aby zdążyć do domu na 12 w południe (co dotyczy mnie i Marka, co zrobić że disco relax o tej porze leci..). I tak podziwiam, że chłopaki, wybrali się z nami o takiej porze żeby się przejechać, samemu nie mając takich deadlinów w domu.
Po zjeździe z przełęczy, czeka nas jeszcze pare ścianek. Tuż przed najstromszą stajemy w sklepie, gdzie napełniam bidony, wlewam na siłę w siebie reszte zakupionej wody i tak dociążony atakuje te 15%, które jak się okazuje zaczynają się 100m za sklepem. Nawet nie zdążyło mi się odbić...
Nie pamiętam czy coś więcej ciekawego się działo. Aha, przejeżdżamy przez wieś Rafała Majki - Zegartowice, oraz mijamy kamień grzyb (jest na zdjęciach).
Na disco relax do domu nie zdążyłem na czas, ale tragedii nie było. Może na rower jeszcze kiedyś pójdę ;)
Zdjęcia
- DST 173.00km
- Czas 07:23
- VAVG 23.43km/h
- VMAX 69.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 178 ( 93%)
- HRavg 138 ( 72%)
- Kalorie 2500kcal
- Podjazdy 2000m
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!